Najnowsze wpisy


kwi 16 2009 gutid
Komentarze: 0

OD AUTORA: Tu sprawa jest nietypowa. Otóż to opowiadanie miało być początkiem długiego cyklu. Jak to często się dzieje (przynajmniej u mnie...) z cyklu nic nie wyszło. Po prostu nie miałem pomysłu, jak rozwinąć wątki zapoczątkowane w "Kronikach...". Oczywiście, jeśli dostanę całą masę maili z żądaniem kontynuowania cyklu – będę pisał dalej. Pomysł przyszedł - w czasie wstukiwania poniższego tekstu. Ale nie wiem, czy jest sens "rozdrapywania" starych cykli. Czyli - wszystko zależy od was. Piszcie!


- Patrzcie, jeszcze się rusza diabelski pomiot - rzucił wysoki, ciemnowłosy chłopak. Podszedł do leżącej w błocie postaci.
- To za to kim jesteś! - kopnął leżącego w brzuch. Odpowiedziało mu spojrzenie pełnych nienawiści, bólu, strachu i wstydu. Spojrzenie zielonych oczu o pionowych źrenicach.
- To za to, że w ogóle jesteś - tym razem ofiara zaliczyła uderzenie w podbródek. Z posiniaczonych ust pociekła krew.
Za plecami oprawcy rozległy się szydercze śmiechy. Ciemnowłosy chłopak uśmiechnął się i kopnął tamtego w nerki. Pochylił się, złapał swoją ofiarę za długie, srebrzystobiałe włosy tak, aby musiała ona spojrzeć mu w twarz.
- Przepraszaj za to, że jesteś potworem! Gavox-imię zła!- wrzasnął oprawca. Nie mógł mieć więcej niż dwanaście lat.
Milczenie.
- Zostaw go, Thoshi - usłyszał jakiś głos - Wykończysz go.
Głos nie był bynajmniej przepełniony współczuciem dla chłopca nazwanego Gavoxem. Było to raczej stwierdzenie "Zostaw trochę na później".
- Najpierw niech przeprosi - zaprotestował Thoshi - No, przepraszaj. Mów: Przepraszam za to, że jestem bękartem diabła! - mówił stopniowo podnosząc głos, by wykrzyczeć ostatnie słowa. Uniósł pięść.
- To na pożegnanie - szepnął i uderzył Gavoxa pod żebra.
Thoshi i jego świta odeszli.
Ból i wstyd pozostał.
Chłopak odczołgał się w stronę jeziora. Zmył z twarzy pot, krew, kurz i łzy, lecz nic nie zdoła zmyć okrutnego piętna, które sprawiło, iż przez niemal jedenaście lat żył w hańbie i pogardzie u innych. Jedenaście lat temu jego, nieżyjąca od trzech lat, matka przyniosła go do wioski. Odkąd pamiętał zawsze był pogardzanym półdemonem.
Półdemon! To słowo zawsze szumiało mu w głowie. Rada wioski postanowiła, że półdemon może mieszkać w osadzie, pod warunkiem, że nie będzie używał swoich mocy. "On nie ma żadnych mocy!" mówiła jego matka. Nikomu nie zdradziła kim jest ojciec Gavoxa. Najczęściej mówiono o Lordzie Demonie.
Nie chciał być inny! Chciał być normalny, nie chciał widzieć w ciemności, nie chciał mieć białych włosów, którymi wyróżniał się na tle ciemnowłosych osadników.
Chciał żyć jak inni. Godnie.
Płacz, wstrętna pokrako, życie pluje na twoje łzy!
Gavox usiadł na ziemi i zamknął oczy. Usiłował porozumieć się ze światem demonów. Robił to już wielokrotnie, zwłaszcza gdy dzieci z wioski mu dokuczały. Nie mógł się bronić. Gdyby to zrobił, oskarżyłyby go o czary: "Gavox rozpalał ogniska w lesie i przyzywał demony, sam widziałem."; "Mówił do nas <> tak było".
Półdemon uśmiechnął się gorzko, obnażając przy tym swe stożkowate kły ("Chwalił się, że przyjdzie do nas w nocy i wypije naszą krew") i znieruchomiał w skupieniu, próbując uchwycić jaźń innego Syna Lorda Demona. Odejdź, mawiały czasem demony, gdy udało mu się je zrozumieć, odejdź, zajmij się swoimi sprawami półczłowieku.
Dla ludzi był półdemonem, dla demonów zaś - półczłowiekiem. Był nikim.
Tym razem O'ni - kasta panująca wśród demonów - byli dziwnie niespokojni. Gavox z westchnieniem zerwał połączenie ze światem demonów. Jego mieszkańcy byli nazbyt obcy, by ofiarować mu coś więcej niż ból. A tego miał pod dostatkiem.
We wiosce działo się coś złego. Czuł to. Pobiegł przed siebie, wciąż pałając nienawiścią do swych oprawców. Zwykle przebywanie w sferze demonów dawało mu wewnętrzny spokój, lecz dzisiaj tak się nie stało. Bieg pomógł mu opanować emocje. Ochłonąć.
Wszyscy osadnicy zebrali się na placu za wioską. Gdy podszedł, usłyszał głos Garazena, zwierzchnika wioski.
- To wszystko, co możemy dać - stwierdził. Widocznie prowadził rozmowę ze zwierzchnikiem samurajów odbierających dziesięcinę.
- Naprawdę? - drugi głos był szorstki, z zauważalną nutką pogardy - Nasz daimyo nie będzie zadowolony.
- Wy, samuraje, jesteście bezczelnymi krwiopijcami. Dobrze wiem, ile chce od nas daimyo. - rzucił hardo Garazen. Gavox usłyszał cichy, metaliczny syk klingi wysuwanej z pochwy miecza.
- Nie będziesz mnie obrażał, jak jakiegoś bezpańskiego ronina! - głos był cichy i spokojny, lecz pod chłodną maską wyniosłej pogardy kryła się ledwie hamowana wściekłość. Tłum cofnął się o krok.
- Jedno z was - powiedział zwierzchnik samurajów - jako niewolnik.
Jego słowa zawisły w powietrzu. Wreszcie Garazen wykrztusił:
- Przecież handel niewolnikami jest zabroniony! Gdy tylko daimyo się o tym dowie...
- Daimyo się o tym nie dowie - przerwał mu samuraj i skinął na swych towarzyszy. Sześciu wysokich wojowników, każdy z dwoma mieczami na podorędziu, podeszło do swojego dowódcy. Tłum ponownie się cofnął.
- Ktoś na ochotnika? - zapytał kpiąco herszt bandy. Gavox wiedział, co za chwilę nastąpi. Pozbędą się jednocześnie samurajów i jego.
- Weźcie półdemona - ozwał się głos z głębi tłumu. Osadnicy rozstąpili się pozbawiając Gavoxa solidnej zasłony swych pleców.
Półczłowiek spojrzał na zwierzchnika cesarskich rycerzy. Miał około czterdziestu lat, choć gładkość chodu i rysów twarzy zdawały się temu przeczyć. U pasa wisiały mu dwa miecze: Krótszy i dłuższy. Wakizashi i katana. Oprawca uśmiechnął się szyderczo.
- Zabierajcie tego cudaka - rzucił do współtowarzyszy - Dostaniemy za niego więcej niż za zwykłego chłopa.
Gavox zagryzł wargi. Nie będzie płakał, chociaż wiedział, jaki los go czeka. Wsadzą go do klatki i będą pokazywać za pieniądze.. Będą go karmić surowym mięsem dopóty, dopóki nie zdziczeje.
Żaden z samurajów się nie poruszył.
- No co z wami? - warknął zwierzchnik samurajów. - Sobarg, bierz szczeniaka.
Samuraj nazwany Sobargiem stał dalej, obok swych towarzyszy. Na jego twarzy malowało się niezdecydowanie.
- No nie wiem Squash - odezwał się wreszcie niepewnym tonem. - Spójrz na jego włosy. To... To demon! - wykrztusił. Uśmiech Squasha zbladł.
- Ty głupcze - wycedził przez zaciśnięte zęby - Gdyby to był demon, to już byś leżał bez ducha. Sobarg! - zawołał zwierzchnik, jakby go olśniło - Sobarg! Ty się boisz? Wiesz, co cię czeka zhańbiłeś mnie przed zgrają brudnych kmiotów. To oznacza jedno. Samurajowi nie wolno się bać. - Squash zwiesił głos - Wybierz sobie kaishaku.
Gavox jęknął cicho. Wiedział co za chwilę się stanie. Tylko jedno mogło zmazać hańbę samuraja. Seppuku.
Sobarg wyprostował dotychczas lekko przygarbione plecy. Na jego twarzy pojawiła się ponura determinacja. I milcząca zaciętość.
I nic więcej.
Podszedł do jednego ze sztywno stojących rycerzy.
- Shiro, bracie, zostań mym kaishaku - Poprosił. Samuraj kiwnął tylko głową.
Sobarg położył się na ziemi. Z jego ust popłynęły słowa prastarego rytuału.
- Zhańbiłem mego suzerena. - wyjął z pochwy miecz wakizashi - Jako samuraj, wierny sługa swego pana, oczyszczę z hańby jego i siebie. Taka jest wola bogów. Tak każe kodeks bushido.
To mówiąc pogrążył miecz w swojej klatce piersiowej. Jedno poziome cięcie. Twarz Sobarga nie wyrażała żadnych emocji: bólu, czy strachu. Drugie cięcie, pionowe - od szyi do pępka. Shiro obnażył katanę. Gdy Sobarg skończył drugie cięcie, kaishaku - dopełniacz rytuału - szybkim ruchem miecza pozbawił głowy swojego przyjaciela.
Gavox otępiały wpatrywał się w okrwawiony, zmasakrowany strzęp ciała, które do niedawna było odważnym, posłusznym swemu panu samurajem o imieniu Sobarg.
Półdemon wstrząśnięty spojrzał na Squasha, Garazena, potem na mieszkańców wioski. Takiego chcemy cię widzieć, mówiły ich twarze. Jak w zamroczeniu rzucił się do ucieczki. Nie przebiegł nawet pięciu metrów. Drogę zastąpił mu stojący najbliżej samuraj. Gavox zdążył zobaczyć szybki ruch za swoimi plecami. Potem poczuł ostry ból z tyłu głowy. To było jego ostatnie spostrzeżenie, nim utracił świadomość.


II

Chmury na nocnym niebie kłębiły się tworząc niewiarygodne, groteskowe kształty ludzi i zwierząt. Postacie te zdawały się poruszać, ożywione nieziemskim blaskiem księżyca. Zaczął wiać północny wiatr. Obserwujący z niepokojem to niepojęte zjawisko pustelnik Tsunayoshi schronił się w swej małej drewnianej chatce, przed rychło nadchodzącym deszczem.
Na małym bambusowym stoliku, niedaleko okna znajdowała się niewielka klatka zrobiona z misternie uplecionej wikliny. W środku miotała się przerażona wiewiórka. Pustelnik ostrożnie wyjął przestraszone zwierzątko i delikatnie pogładził je po grzbiecie.
- Spokojnie, to minie - szeptał - Bogowie w ciemności tkają nici ludzkiego żywota, a ich cienie nawiedzają ten świat. Tak, ciemność tka z wielu cieni.
Wiewiórka przestała się wyrywać i po chwili Tsunayoshi wyczuł pod palcami powolny i równy oddech małego gryzonia. Ostrożnie włożył go do klatki. Podszedł do okna. Chmury przybrały abstrakcyjne, postrzępione kształty. Nie były już cieniami bogów w ciemności.
- Idzie burza - powiedział do siebie pustelnik - Burza, po której nie wzejdzie słońce.

III

Gavox obudził się, czując pod palcami drewno. Przez chwilę nie rozumiał gdzie się znajduje, dopiero po chwili zauważył smugi światła prześwitujące przez szpary w nieuważnie zbitych deskach. Gdy usłyszał rozmowy i tętent kopyt domyślił już, gdzie jest. Zapewne wiozą go na targ niewolników. Podobno niektórzy daimyo pozwalali na handel ludźmi, co stanowiło temat plotek w jego rodzinnej wiosce.
Półdemon podszedł ostrożnie do ściany skrzyni, w której go trzymano. Przyklęknął i spojrzał przez największą szczelinę. Zobaczył migające od czasu do czasu drzewa. Pomyślał z goryczą, że zapewne już go sprzedano, gdyż Gavox wyraźnie słyszał pojedynczy stukot końskich kopyt uderzających o ubitą ziemię, a przecież samuraje mieli wiele koni. Z westchnieniem usiadł, opierając plecy o ścianę skrzyni. Zamknął oczy i spróbował nawiązać kontakt z Szeoalem - światem demonów. Powoli oczyścił swój umysł i sięgnął do tamtej rzeczywistości. Wyczuwał powolne tętno swojego doczesnego ciała - teraz to już nie miało znaczenia. Znajdował się w krainie otchłani, jego ciało leżało bez życia w drewnianej skrzyni wiezione na targ niewolników.
To nie miało znaczenia.
Na początku Gavox rozglądał się niezdecydowany. Rozglądał się - to złe słowo. Można by rzec, że lustrował umysłem ogromną ujednoliconą pamięć wszystkich demonów. Chłopca oszołomiła ilość przepływających przez jego głowę informacji, treści, wspomnień. Nie wiedział co robić. Zaczął więc losowo przeczesywać świadomości Duchów Pięciu Sfer. Widział oczyma demonów przyrody śmierć wielu drzew, przeżywał razem z duchami ognia gorący, dziki taniec w płomieniach. Niemal cielesne Oraycha - potwory morskich głębin - pokazały mu niezbadane otchłanie tajemniczych północnych mórz.
Były też umysły, do których nie mógł wejść - zamknięte drzwi, których nijak nie mógł sforsować.
Gavox zadrżał, czy też zadrżała jego eteryczna część. Ktoś badał jego wnętrze. Jego umysł, myśli, uczucia, wspomnienia. Po chwili znów poczuł dziwne uczucie wszechwiedzy. Pokazywał nieznajomemu demonowi swoje uczucia. Znęcających się nad nim ludzi. Odrzucających go demonów. Zawsze odepchnięty, potępiony. Niezdolny do życia między ludźmi. Niezdolny do życia między demonami. W zamian ów demon ukazał mu swe myśli. Gavox zobaczył watahę wilków ściganą przez ludzi ubranych w zbroje. Czuł jedność pomiędzy wilkami. Zwierzęta, którym przewodził stary, doświadczony samiec, kluczyły pomiędzy drzewami. Las nie sprzyjał zbrojnym, drzewa nie pozwalały rycerzom swobodnie poruszać się wierzchem.
Wilki działały niczym jeden organizm. Jedna dusza w wielu ciałach. zwierzęta wbiegły na ogromną polanę znajdującą się w środku lasu. Zbrojni - nie byli samurajami - wbiegli na nią nie przeczuwając zasadzki. Naraz, zewsząd poczęły wyskakiwać wilki. Na końcu z ciemności wynurzył się przewodnik stada - już nie pod postacią wilka, lecz olbrzymiego wilkołaka; Cerberusa. Rycerze zaczęli krzyczeć z trwogi. Jeden po drugim rzucali miecze i halabardy na ziemię i poganiali swe konie, by jak najszybciej uciec od tego strasznego zjawiska.
Wizja się skończyła.
Wszyscy nas nienawidzą, zdawał się przemawiać demon. Nienawidzą i boją się nas. gdy pierwszy raz ukazaliśmy się ludziom, ci chowali się przed nami w swych chatach. Zaczęliśmy ukrywać się przed człowiekiem, który odpędzał nas ogniem i kamieniami. Pewnego dnia człowiek wzejdzie ponad gwiazdy, by osiąść pośród nich. Gdy to się stanie Gaja będzie pusta. Nie będzie ludzi na Ziemi, gdyż zasiedlą inne Ziemie. Nie będzie demonów, bo zrobią to samo w pogoni za ludźmi. Wojna pomiędzy Ładem, a Chaosem będzie trwała wiecznie. Nie wiadomo jednakże, co jest czym. Demony są Ładem, czy Chaosem? A ludzie? Czy może wszyscy są wszystkim po trochu? Żegnaj półdemonie. Żegnaj półczłowieku.
Bezimienny duch odpłynął w Otchłań. Gavox postanowił wrócić do swojego ciała. Nazbyt długo przebywał w Szeoalem.
Powrót okupiony był bólem wszystkich części ciała. Wbrew zdrowemu rozsądkowi chłopca bolały nawet włosy i paznokcie. Czuł się, jakby każda cząstka jego ciała przypiekana była żywym ogniem.
Gdy Gavox doszedł do siebie na tyle, by móc się poruszać, podczołgał się do ściany swojej skrzyni i wyjrzał przez szparę. Zobaczył niski, drewniany budynek z szerokimi wrotami, przez które wydobywało się rżenie. Po chwili dwóch ludzi wyprowadziło przez nie najpiękniejszego konia, jakiego Gavox widział w życiu.
Od wyrywającego się stajennym rumaka biła jakby niezwykła, srebrzysta, pełna majestatu poświata. Dopiero po chwili chłopiec zorientował się, czemu to niezwykłe zwierzę opętańczo wyrywa się, by uciec jak najdalej od ludzi. Spostrzegł bowiem długi prosty róg umiejscowiony pomiędzy uszami... Jednorożca.
Jednorożce są niezwykle rozumne, ich rogi są tym cenniejsze, że wielu shinobi używa ich, by stawać się niewidzialnymi. Jeszcze nikomu chyba nie udało się udomowić tych magicznych stworzeń. Ten śnieżnobiały ogier rzucał się, nieomal wyrywał lejce stajennym.
Dzika przyroda usidlona przez więzy ludzkości.
Gavox z cichym westchnieniem oparł się o ścianę skrzyni. Widocznie trafił do złodziejskiej osady, czy też kryjówki Łowców. Łowcy byli wytrawnymi myśliwymi, zajmującymi się łapaniem i handlem magicznymi zwierzętami. Niejeden jednorożec, czy topielec został schwytany we wnyki Łowców. Niejedna strzyga trafiła do cesarskich lochów, by stać się obiektem strasznych eksperymentów. Półdemon zadrżał poruszony ostatnią wizją. Mimowolnie wyobraził sobie tnących jego skórę cesarskich cyrulików i nadwornych magów odprawiających nad nim egzorcyzmy.
- Wyłaź dzieciaku - wieko skrzyni uniosło się niespodziewanie, wyrywając Gavoxa z ponurych rozmyślań - Zobaczymy, ileś wart.
Głos należał do jednego z samurajów, których spotkał w osadzie. Chłopak wygramolił się ze skrzyni i rozejrzał się wokół.
Znajdował się na niewielkiej polanie ze wszystkich stron otoczonej drzewami. Jak podejrzewał, była to polana w środku lasu. Chłopiec spostrzegł jeszcze z tuzin bambusowych klatek ustawionych pod szopą, gdy jeden z Łowców pchnął go brutalnie na środek polany. Nie zadali sobie nawet trudu, by go związać. W końcu, co czterem uzbrojonym mężczyznom może zrobić dziesięcioletni chłopiec?
Zanim ktokolwiek zdołał coś powiedzieć, zdarzyło się coś, co zaważyło na dalszym losie Gavoxa.
Jednorożec wierzgnął i wyrwał lejce stajennemu. Szarpnął się i przednimi kopytami uderzył go w kark. Mężczyźnie głowa odskoczyła daleko do tyłu, a na czoło pociekły czerwono-szare strugi. Z pomocą nadbiegł drugi stajenny usiłując chwycić lejce. Tego jednorożec uderzył łbem uzbrojonym w długi róg. Trafił w ramię i człowiek upadł nieopodal swego towarzysza niedoli.
Niewiele myśląc, Gavox podbiegł do rumaka i własnym ciałem zasłonił obu mężczyzn, krzycząc:
- Nie! Nie rób tego! Proszę!
Stała się rzecz niesamowita. Jednorożec spojrzał chłopcu w oczy i momentalnie uspokoił się. Spuścił łeb i powłócząc kopytami dał się odprowadzić.
Wysoki samuraj obrzucił półdemona badawczym spojrzeniem.
- Jak to zrobiłeś? - zapytał ostro. Gavox wzruszył ramionami. Było wszakże jasne, że - jak każdy demon - chłopiec potrafi zmuszać zwierzęta do posłuszeństwa.
- Ten dzieciak... On jest na sprzedaż? - zapytał kupiec stojący obok wojownika - Kupię go. Razem z jednorożcem.
- Pięćset alvarów - rzucił samuraj.
- Niech będzie trzysta - zaproponował nieśmiało kupiec.
- Trzysta alvarów to możesz sobie wsadzić w rzyć - zakpił cesarski wojownik - Czterysta sześćdziesiąt - dodał już łagodniej. Widać było, że zaczyna bawić go ta gra.
- W porządku - odparł szybko handlarz. Wiedział, że denerwowanie samuraja, gdy ten ma miecz pod ręką jest równie rozsądne, jak podróż w Góry Demonów bez eskorty.


IV

Tsunayoshi delikatnie przeciągnął palcami po niesamowicie ostrej klindze miecza. Idealnie utrzymane ostrze katany lśniło krwiście w promieniach zachodzącego słońca.
Skazany na wieczną banicję ronin - - oto kim był. Kim się stał.
Przypomniał sobie pobyt na Szarym Dworze, gdy był jednym z najlepszych samurajów na kontynencie Aru. Potem, jak podróżował na Pustkowie i w Góry Demonów... To właśnie ta podróż tak odmieniła jego życie. Pamiętał dobrze jak musiał stoczyć krwawy bój z pięcioma demonami Gór. Potem pojawił się o n . Największy demon, jakiego Tsunayoshi widział w życiu. Z wyglądu przypominał dzikiego kota górskiego. Demon zmienił się w jednej chwili w człowieka - młodego mężczyznę o szarych włosach.
Tsunayoshi stał zaskoczony przypatrując się temu niepojętemu zjawisku. Demon stanął naprzeciw Wojownika. Jego twarz nie wyrażała absolutnie niczego.
Demon opowiedział samurajowi o przepowiedni, jaka dotyczy ludzi i Demonów.
Pięciu budzi się do życia.
Pięć straszliwych istot - nie ludzi i nie Demonów - zwanych Czarnymi Samurajami, niegdyś niemal zniszczyło Aru.
Każdy z nich dosiada Smoka Ostatnich.
Istoty jeszcze straszniejszej niż oni sami. Smoki zostały sprowadzone na Aru przez ostatnich osadników z Mu. Początkowo miały chronić kolonistów przed Demonami. Lecz kilka osobników wymknęło się i zdziczało w górach, zwanych później Górami Czarnych Samurajów.
"Czy więc nie ma dla nas nadziei?" spytał Tsunayoshi Demona.
"Jest", odparł ów "Musi dopełnić się przeznaczenie".
Demon opowiedział dokładnie samurajowi o przeznaczeniu i jego roli w nim. Następnego dnia Tsunayoshi powrócił na Szary Dwór, powtarzając wszystkim słowa Króla Demonów.
Pustelnik odłożył katanę na podłogę. Oprócz przepowiedni Demon przekazał mu nowe prawdy o kodeksie bushido.
O tym, jak wielkim świętokradztwem jest seppuku.


V

Znalazł się na Szarym Dworze. Była to osada otoczona drewnianym murem. Nie - płotem, a solidną drewnianą zaporą.
Od samego początku ludzie dziwnie mu się przyglądali. Przywykł do tego już dawno. Nie spotkał jeszcze człowieka, który nie otworzył szerzej oczu na jego widok.
Na Szarym Dworze nie traktowana go źle. Mieszkał w stajniach cesarskich, opiekując się końmi samurajów Ci nie szczędzili mu kopniaków i utyskiwań, lecz to, pośrednio, że Gavox zyskał przyjaciela. Był nim młody wojownik Ashitaka, który widząc jak dwóch samurajów pastwi się nad półdemonem, mało nie pozbawił dłoni jednego z nich. Na szczęście żaden z daimyo nie dowiedział się o tym zajściu, gdyż wtedy Ashitaka niechybnie musiałby popełnić seppuku.
Gavox lubił Ashitakę. Młody samuraj, jako jeden z nielicznych odwiedził Zachodnie Królestwa. Tam nauczył się szanować innych, a "człowiek odmienny", nie oznacza "człowiek zły". Ashitaka był dla prostego ludu kimś w rodzaju bohatera: nie zabijał, jeśli to nie było konieczne, nie kradł biedakom ich dobytku. Różnił się znacznie od innych samurajów.
Półdemon szczególnie opiekował się koniem Ashitaki - Gromem. Był to zaiste piękny wierzchowiec. Kary koń był z charakteru podobny do swego właściciela - łagodny wśród przyjaciół, straszny dla wrogów.
- Wiesz co, Hitoneko? - powiedział kiedyś Ashitaka do Gavoxa. Zawsze tak nazywał półdemona. Hitoneko. Człowiek kot. - Wczoraj przez cały wieczór szukałem w kronikach wiadomości o związkach ludzi i demonów. Poza paroma wyssanymi z palca legendami nie znalazłem nic. Jak myślisz, czemu ludzie tak bardzo nienawidzą demonów? - pytanie, mimo że zadane uprzejmym tonem, brzmiało raczej jak: "Czemu ludzie tak bardzo cię nienawidzą?"
- Sądzę - odparł powoli, starannie dobierając słowa - Sądzę, że ludzie zawsze bali się nieznanego. Demony różnią się od nich wyglądem, zachowaniem. Ale co ja mogę o tym wiedzieć. Przecież nie jestem nawet człowiekiem. - dodał z goryczą w głosie. Ashitakę zainteresowały ostatnie słowa Gavoxa.
- Nienawidzisz ludzi - to było stwierdzenie, nie pytanie - Nienawidzisz nas za to, jak cię traktujemy. Widzisz Hitoneko, żył niegdyś samuraj, który założył jedną z najlepszych szkół samurajów, tu, na Szarym Dworze. Trenował on wojowników znanych na całym Aru ze swego posłuszeństwa. Ponoć żaden z nich nigdy nie został roninem. Na rozkaz swego pana popełniali seppuku bez zmrużenia oka. Potem ów mistrz wyruszył na wędrówkę w Góry Demonów. Gdy powrócił, opowiadał ludziom, jakoby spotkał się z samym Władcą Demonów. Ten ponoć nakazał mu przekazać ludziom, że wkrótce ma nastąpić straszliwa wojna, która może zakończyć się zniszczeniem całego kontynentów.
- I co dalej? - zapytał zaciekawiony Gavox.
- Samuraj głosił swoje "prawdy objawione" dopóty, dopóki nie doszły one do uszu Cesarza. Ten wezwał wojownika i rozwścieczony, nakazał mu popełnić seppuku. Gdy odmówił, twierdząc, że seppuku jest świętokradztwem, Cesarz wyśmiał go i wydał rozkaz zgładzenia bluźniercy. Wojownikowi udało się zbiec i odtąd słuch o nim zaginął.
- Kolejna legenda z zamierzchłych czasów? - uśmiechnął się Gavox.
- To zdarzyło się jakieś dziesięć lat temu. Pamiętam to dobrze, choć byłem wtedy jeszcze chłystkiem... - Ashitaka zamyślił się. Gavox wrócił do swoich obowiązków.
Nakarmił konie, posprzątał w ich zagrodach. Na końcu podszedł do jednorożca. Zwierzę umieszczono w oddzielnym boksie i półdemon musiał zajmować się nim oddzielnie. Gdy wszedł, jednorożec parsknął z niepokojem. Jak dotąd nikomu nie udało się go dosiąść, choć wielu już próbowało. Półdemon uspokajająco położył mu dłoń na chrapach. Zwierzę, poznawszy jego zapach, pozwoliło poklepać się po smukłym boku.
Nad Szarym Dworem powoli wstawał świt.

VI

Daleko na wschodzie kontynentu w nieprzebytych górach pięć straszliwych istot czekało. Czekało na wezwanie od tego, który ma władzę.
Po prostu czekało.


VII

"Znany jest przypadek siedmioletniego syna samuraja, który popełnił samobójstwo na oczach najemnych morderców. Ludzie ci, wysłani do jego ojca, zabili przez pomyłkę innego człowieka. Po odkryciu zwłok młodziutki samuraj, pragnąc wykorzystać pomyłkę dla ocalenia życia ojca, w udawanej rozpaczy wydobył miecz i w milczeniu rozciął sobie brzuch. Złoczyńcy, zwiedzeni tym szczególnym oszustwem, odeszli w przekonaniu, że wykonali swoje zadanie."
Aleksander Śpiewakowski, "Samuraje"

Jednorożec parsknął z cicha. Słońce ledwo wychylało się zza horyzontu,, gdy Gavox zbudził się ze snu. Dziś był bardzo ważny dzień. Sam Cesarz spróbuje dosiąść jednorożca - wierzchowca, który zrzucał z siebie najwyborniejszych jeźdźców. Sam szogun Tokugawa osobiście pofatygował się do stajni, by pofatygować Gavoxa co do jego roli. Wiadomym było wszakże, iż "białowłosy dziwak" jest jedynym, którego dopuszcza do siebie jednorożec. Tak więc:
- Nie wolno wam, demonie, patrzeć w oczy Cesarzowi. Gdy on was wezwał, był, praw nie macie, by Nań spojrzeć. Polecenia jego bez szemrania wykonywać, niezależnie od ich treści. A nade wszystko nic Doń nie mówić, prócz "Tak, Panie".
Takim stylem przemawiał Tokugawa. Utrzymywał zadziwiającą równowagę pomiędzy wiejską gwarą, a "językiem cesarskim". Plotka głosiła, że gdy przyszły szogun ledwie od ziemi odrósł, już był zakochany w córce królewskiej dworki. Wiadomym było, że ojciec Tokugawy nie będzie tym zachwycony. Gdy się o tym dowiedział (doniosła mu żona kanclerza, bez ochyby zazdrosna o wdzięki ukochanej Tokugawy) córka dworki zmarła na nieznaną chorobę, a sam przyszły szogun został wysłany do rodziny mieszkającej po drugiej stronie Aru.
Cesarz zjawił się tuż przed zachodem słońca. Gavox, który po raz pierwszy widział Cesarza, zdumiał się. Zobaczył bowiem mężczyznę w sile wieku o ceglastoczerwonej skórze i długich, kruczoczarnych włosach. Cesarz był smokiem.
To prawda, na Aru cesarzami zawsze były smoki. Może niezupełnie. Pierwszym Cesarzem był smok, który pojął za żonę ludzką kobietę. Od tego czasu cesarski tron zawsze zajmują ludzie-smoki.
Cesarz podszedł do Gavoxa. Obaj byli półludźmi. Ironia losu polegała na tym, że obaj stali po dokładnie przeciwnych stronach piramidy społecznej.
Półczłowiek i półczłowiek. Król i niewolnik. Tacy sami, tacy różni.
- Przygotuj jednorożca - powiedział Cesarz miał nieprzyjemny, wibrujący głos. Gavox ukłonił się i pobiegł do stajni.
Jednorożec parsknął cicho. Półdemon ujął go za uzdę i lekko pociągnął. Zwierzę dało się poprowadzić do wyjścia.
Gdy wyszli ze stajni Gavox usłyszał okrzyki zdumienia i podziwu. Niewielu ze zgromadzonych tutaj samurajów widziało jednorożca.
A ten egzemplarz był, zaiste, wspaniałym przedstawicielem swojego gatunku. Potężny ogier o silnych nogach i smukłym karku budził podziw i szacunek. Zwierzę stąpało z gracją, o której nie miały co marzyć konie, czy nawet muły. Idealny łuk jego grzbietu wydawał się idealny do jazdy wierzchem na oklep.
Cesarz podszedł do jednorożca i poklepał zwierzę po karku. Zwierzę pokręciło łbem. Po chwili monarcha znalazł się na jego grzbiecie. Zaskoczony jednorożec usiłował zrzucić z siebie jeźdźca, wykonując dziki taniec. Cesarz jednak z łatwością utrzymał równowagę. Był doskonałym jeźdźcem.
Na sto sposobów jednorożec usiłował zrzucić z siebie Cesarza. Dopiero sto pierwszy sposób okazał się skuteczny. Ogier w pełnym biegu uderzył bokiem o niski bambusowy płot. Cesarz na moment stracił równowagę i zachwiał się w siodle. W tej samej chwili jednorożec ruszył galopem i, nim jeździec odzyskał równowagę, rumak stanął dęba. Cesarz wypadł za łeb zwierzęcia. Upadł na ziemię, w kurz i piasek. Tymczasem Gavox podbiegł do jednorożca, daremnie usiłując go uspokoić. Ogier rżał, parskał, prychał rozwścieczony. Cesarz podniósł się i podszedł do jednego ze stajennych. Ten dał mu do ręki pejcz. Nie zwykły, lniany bat, lecz solidny zakończony pękiem metalowych stożków bicz.
Cesarz skręcając w rękach pejcz bez pośpiechu podchodził do jednorożca. Zwierzę, widząc to, dostało szału. Kwiczało, wyrywało z rąk zrozpaczonego Gavoxa lejce. Gdy monarcha zbliżył się do rumaka, ten wierzgnął kopytami. Cesarz z całej siły uderzył go biczem.
Krzyk jednorożca był niemal ludzki. Dla człowieka ociemniałego wydawać by się mogło, że ktoś okrutnie znęca się nad człowiekiem.
Zgromadzeni samuraje i nieliczni wieśniacy umilkli zaskoczeni. Na grzbiecie jednorożca pojawiły się krwawe pręgi. Zwierzę przestało reagować na razy. Obarczone, wydawać by się mogło, ciężarem bólu i wstydu, zobojętniało na wszystko. Gavox osunął się na kolana. Nieomal czuł ból i przerażenie dzikiego zwierzęcia. Zgryzł wargi, aż do krwi. Złapał uzdę i, ponaglony krzykiem najstarszego ze stajennych, odprowadził ogiera do stajni. Jednorożec pokornie dał się odprowadzić. Gavox, unikając oskarżycielskich spojrzeń, wprowadził ogiera do zagrody.
Wieczorem zajrzał do niego Ashitaka. Wiedząc o całym zajściu, starał się pocieszyć Gavoxa.
- To nie twoja wina - mówił - mogło się to zdarzyć każdemu.
- Cesarz jest zły - wyszeptał półdemon. W jego oczach zalśniły łzy - Nienawidzę go! - krzyknął. Ashitaka usiłował go uciszyć.
- Uspokój się! - syknął - Jeśli ktoś cię usłyszy... - nie musiał kończyć. Gavox dobrze wiedział co może się stać, jeśli ktoś usłyszy to wyznanie. Uciszył się z wyraźnym wysiłkiem.
- Cesarz jest, jaki jest i ty tego nie zmienisz. - oświadczył Ashitaka - Prześpij się Hitoneko. - poradził.
Gavox usłuchał. Położył się na posłaniu, lecz długo nie mógł zasnąć. Uświadomił sobie, że fala gorąca, zalewająca całe jego ciało, to nie wściekłość. Czuł, że ma gorączkę. Wyszedł na dziedziniec i zbliżył się do studni. Pochylił się nad drewnianym wiadrem pełnym wody. Ujrzał swoje odbicie; zmierzwione, śnieżnobiałe włosy, dwoje oczu - żarzące się ogniki. Nienawidził tej twarzy. Zmącił rękoma powierzchnię by nie musieć na nią patrzeć i przyłożył wilgotne dłonie do twarzy. Drobne krople wody mieszały się z potem i skapywały na kamienny bruk. Półdemon wrócił do stajni i w chwilę po tym zasnął.
Biegł poprzez ciemność. Uciekał przed nieznanym zagrożeniem.
Czuł strach strach strach ...
Biały tygrys leżał u stóp króla Zachodnich Krain. U jego łap leżał miecz. Czy pozwolisz mi go wziąć? Jeszcze nie...
GARITTO ATE VIEL ORINE XITNN!!!
Narodzi się owoc dwóch drzew!!!
...
...
...

- Hitoneko! Zbudź się Hitoneko! - ktoś szarpał go za ramiona. Gavox otworzył oczy. Ujrzał zaniepokojoną twarz Ashitaki.
- C...Co się stało? - zapytał zachrypniętym głosem.
- Gorączka - wyjaśnił samuraj - Rzucałeś się przez sen. Miałeś majaki. A potem... - spojrzał na Gavoxa dziwnym wzrokiem.
- Co potem? - ponaglił go półdemon. Ashitaka nie odpowiadał.
- Zacząłeś wieszczyć - rzucił wreszcie - Mówiłeś coś o zagrażającym nam wszystkim niebezpieczeństwie. O atakach Pięciu.
- Pięciu?
- Nigdy nie słyszałeś o Czarnych Samurajach? - zdziwił się Ashitaka. Gdy Gavox pokręcił głową, młody samuraj przysiadł na sienniku i zaczął opowiadać:
- Działo się to bardzo dawno temu, za czasów Cesarza Shinogary. Cesarz sprawował władzę tylko formalnie. Tak naprawdę krajem rządzili daimyo. Sam władca oddawał się czarnej magii i nekromanckim praktykom. To on stworzył tych pięć straszliwych istot. Legenda głosi, że przemienił pięciu swoich najlepszych samurajów w Nieumarłych. Rozkazał im popełnić seppuku, a ich zwłoki powołał do nie-życia.
Czarnych samurajów jest pięciu. Każdy z nich dosiada smoka - złą, plugawą istotę, tak różną od znanych nam smoków zamieszkujących góry na wschodzie. Każdy dzierży miecz ostrzejszy od najostrzejszych mieczy samurajskich.
Ashitaka milczał przez chwilę. Potem podjął opowieść.
- Shinogara, najpewniej opętany rządzą władzy, zebrał ogromną armię. Miał zamiar podbić Zachodnie Królestwa. Olbrzymie wojsko usiłowało przedrzeć się przez łańcuch Gór Demonów. Wszyscy, nie wyłączając Shinogary, ponieśli śmierć w tej bezsensownej próbie.
- A Czarni Samuraje? - dopytywał się Gavox - Co z nimi?
- Pięciu ruszyło w stronę Wschodnich puszczy i wszelki słuch o nich zaginął... Aż do teraz. - wojownik wstał - Muszę powiadomić o tym Cesarza. To może być tylko przypadek. Ale ja nie wierzę w przypadki. Nie w takie.
Po chwili słychać było jedynie stuk butów młodego samuraja rytmicznie zanikający w ciemnej uliczce.
Gavox nie wiedział, co przyniosą następne dni. Wiedział natomiast, że jego krótkie życie...
Nie wiedział już nic.
Zupełnie nic.

garetkos : :